Nov
Rozpoczął się właśnie listopad. W Azji
południowo-Wschodniej pora sucha. Upalnie i słonecznie.
Branthon siedział w barze, pił piwo, od czasu do czasu
palił papierosy i podrywał pracujące w barze dziewczyny (non – stop). Zwykle
przynosiły mu kolejną butelkę piwa. Branthon był właścicielem baru „Nov“ i miał
władzę. Umiał jednak z tej władzy kameralnie korzystać, tak by wszyscy
byli zadowoleni. Był szanowany przez tutejszych obywateli, a jego szacunek
wzrastał z każdą wysuszoną butelką wypitego piwa. Miał wielu przyjaciół,
którzy przychodzili do niego zwykle po skończonej pracy. Przeważnie zamawiali
litr złocistego napoj bogów, siadali i z nim gawędzili.
Pewnego wieczora ulicą przejeżdżał Sean motocyklem.
Branthon zamachał mu
- cześć! Jak się masz? Zapytał z szerokim
uśmiechem.
- Dobrze, dzięki! – odpowiedział – A ty?
- Ok, dzięki! Strasznie gorąco... Napijesz się czegoś?
- Tak, piwo Smok, poproszę.
- Jak masz na Imię?
_ Sean, a Ty?
Branthon.
- Czym się zajmujesz?
- Jestem motocyklistą, Harley‘ owcem, szukającym
wrażeń.
- O, to świetnie! Znalazłeś to, czego szukałeś –
Branthon zatarł ręcę – Witaj w raju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz