Był rok 2014. Pan Mongkon właśnie wyjeżdżał pikapem do pracy
do kopalni
rudy cyny, kiedy niespostrzeżenie na pakę wtarabanił się
jego pies Ma. Gdy
ruszał, Ma wywiesił jęzor i bacznie obserwował drogę.
Przejechał tak przez 200
km, kiedy nagle, samochód zatrzymał się. Ma usiadł zdumiony
na swych tylnych
łapach. Toczyła się właśnie lokomotywa. Była to lokomotywa
wieloczłonowa
(miała 5 wagonów). Wypuszczała spaliny.
Gdy Mongkon dojechał do pracy, wysiadł z samochodu i odkrył
„pasażera na
gapę”. – Ma, Ty tutaj? – spytał zdumiony. A pies go polizał
w odpowiedzi.
- No dobrze, już dobrze! – roześmiał się - Zostań tutaj,
albo pokręć się po
okolicy. Ja muszę pracować. – dopowiedział.
Pies poszedł na spacer, a Mongkon ruszył do pracy. Już na
początku było ciężko.
Trzeba było kopać łopatą w ziemi, rozwalać niektóre ściany
kopalni. Do tego
używali dynamitów TNT. Wielka siła uderzenia zwaliła
górników na podłogę, a
na dodatek zawaliły się elewatory. Mongkon i inni pracownicy
kopalni leżeli nie
przytomni lub nie żywi na ziemi…
Ma zjawił się niedługo później. Wyczuł, co się święci i
zaraz wybiegł na
powietrze, po pomoc. Przeraźliwie zaczął szczekać,
przebiegając od miasteczka,
do miasteczka. Wszyscy mieszkańcy byli mocno zaszokowani,
ale nie wiedzieli,
dlaczego ten pies tak szczeka. Pobiegli za Ma i odnaleźli
zawaloną kopalnię.
Wkrótce ratownicy odkopali ludzi i zaczęli reanimację.
Mongkon był w strasznym
stanie. Przewieźli go helikopterem do szpitala i zoperowali.
Po kilkunastu godzinach, Mongkon otworzył oczy i wkrótce
zaczął mówić – Co, się
stało? – Zapytał - Gdzie ja jestem? Gdzie jest Ma?
Gdy jednak usłyszał radosny szczek swojego pupila -
ratownika, od razu się
roześmiał, wstał z łóżka i go przytulił.
Mongkon już zawsze i wszędzie zabierał Ma ze sobą i byli nie
rozłączni.
Koniec.