czwartek, 28 kwietnia 2016

„O pisie, który jeździł pikapem”



Był rok 2014. Pan Mongkon właśnie wyjeżdżał pikapem do pracy do kopalni

rudy cyny, kiedy niespostrzeżenie na pakę wtarabanił się jego pies Ma. Gdy

ruszał, Ma wywiesił jęzor i bacznie obserwował drogę. Przejechał tak przez 200

km, kiedy nagle, samochód zatrzymał się. Ma usiadł zdumiony na swych tylnych

łapach. Toczyła się właśnie lokomotywa. Była to lokomotywa wieloczłonowa

(miała 5 wagonów). Wypuszczała spaliny.

Gdy Mongkon dojechał do pracy, wysiadł z samochodu i odkrył „pasażera na

gapę”. – Ma, Ty tutaj? – spytał zdumiony. A pies go polizał w odpowiedzi.





- No dobrze, już dobrze! – roześmiał się - Zostań tutaj, albo pokręć się po

okolicy. Ja muszę pracować. – dopowiedział.

Pies poszedł na spacer, a Mongkon ruszył do pracy. Już na początku było ciężko.

Trzeba było kopać łopatą w ziemi, rozwalać niektóre ściany kopalni. Do tego

używali dynamitów TNT. Wielka siła uderzenia zwaliła górników na podłogę, a

na dodatek zawaliły się elewatory. Mongkon i inni pracownicy kopalni leżeli nie

przytomni lub nie żywi na ziemi…

Ma zjawił się niedługo później. Wyczuł, co się święci i zaraz wybiegł na

powietrze, po pomoc. Przeraźliwie zaczął szczekać, przebiegając od miasteczka,

do miasteczka. Wszyscy mieszkańcy byli mocno zaszokowani, ale nie wiedzieli,

dlaczego ten pies tak szczeka. Pobiegli za Ma i odnaleźli zawaloną kopalnię.

Wkrótce ratownicy odkopali ludzi i zaczęli reanimację. Mongkon był w strasznym

stanie. Przewieźli go helikopterem do szpitala i zoperowali.

Po kilkunastu godzinach, Mongkon otworzył oczy i wkrótce zaczął mówić – Co, się

stało? – Zapytał - Gdzie ja jestem? Gdzie jest Ma?

Gdy jednak usłyszał radosny szczek swojego pupila - ratownika, od razu się

roześmiał, wstał z łóżka i go przytulił.

Mongkon już zawsze i wszędzie zabierał Ma ze sobą i byli nie rozłączni.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz