niedziela, 29 maja 2016

natchnienie:


Nie bój się, iść za głosem serca

Od pewnego czasu wpadła mi w oko moja sąsiadka Alice. Była cudowna pod względem urody, wygadana, inteligentna, mądra, zaradna, wygadana… miała mnóstwo zalet. Był tylko jeden problem… Nie wiedziałem jak ją poderwać. A może miała już kogoś? Zacząłem więc, ją podglądać. Nie! Nie! To zbyt łagodne określenie - zacząłem ją szpiegować! Na przykład:
Gdy wychodziła z bloku ja już siedziałem na ławce w tweendowym kapeluszu, płaszczu, ciemnych okularach i z za gazety ją obserwowałem. Albo podsłuchiwałem jak rozmawia przez telefon w mieszkaniu. Był to majsersztyk: przykładałem lejek do drzwi i nadsłuchiwałem. Ale nic nie zauważyłem niepokojącego, więc przystąpiłem do ataku.
Któregoś dnia napisałem na kartce: Alice, wiem, że się nie znamy. Ale co byś powiedziała na rozmowę przy kawie?,  podpisałem: sąsiad spod 8 i wsadziłem w szparę między drzwiową. Zadzwoniłem do drzwi dzwonkiem, po czym zwiałem do swojego mieszkania. Podglądając sytuację na klatce schodowej, modliłem się, żeby się zgodziła. 
Otworzyła list i zagłębiła się w tekście. Na jej twarzy zauważyłem różne stany: zaskoczenie, zainteresowanie ciekawość, radość. 
Zapukała do mych drzwi. Czym prędzej jej otworzyłem. 
- Cześć! Chętnie się z Tobą zaprzyjaźnię - powiedziała łagodnie.
Skamieniałem. Taka przebojowa laska proponuje mi przyjaźń. Ja to mam szczęście! - powiedziałem sobie w duchu.
- Przyjmuję Twoją propozycję wspólnej kawy i rozmowy. - dodała.
Zaprosiłem, więc ją na swoje, zrobiłem dwie kawy i zaczęliśmy gadać. Okazało się, że jest wolna! Co więcej, mamy wiele wspólnych zainteresowań jak choćby ona lubi pozować do zdjęć, a ja je robić. 
Umówiliśmy się na sesję fotograficzną w ogrodzie botanicznym.
Alice była boska! W krótkim czasie poprosiłem ją o chodzenie. Po kilku dniach odpowiedziała twierdzeniem. 
I tak zakochałem się w sąsiadce. Kupowałem jej róże, słodziłem słowami i miłość rozkwitła.
Koniec (i początek).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz