czwartek, 22 września 2016

Rejs po Wiśle



Dnia 16.09 wybrałem się na rejs wycieczkowy po Wiśle. Razem z Babcią dojechaliśmy do końca alejek spacerowych. Potem z przystani Gondola przesiedliśmy się na statek. Był to statek „wycieczkowy” o pozornie niegroźnej nazwie „Legenda”. Przywitaliśmy się z Kapitanem Ghappiccho (z pochodzenia Włoch) i czekaliśmy na resztę załogi. Już o 9:45 wataha turystów z całego świata „zalała” pokład statku. Było ich chyba z pół miliona! Kapitan uśmiechnął się podejrzanie szeroko i zatarł ręcę. Odbiliśmy o 10:15. Wiał silny, gorący wiatr, choć było dość chłodno. Nie wiedzieliśmy, co na siebie włożyć… Kapitan rozpoczął od przemówienia.:
- Ahoj szczury lądowe! – zaczął – Jestem Ghappicchio i zapraszam na rejs.
Włączył odtwarzacz podpięty do głośników (sielankowo-szantowa muzyka) i ruszyliśmy w rejs. Co przepływaliśmy koło znanego miejsca, muza nagle ucichała, a zamiast niej dało się słyszeć barwne opowieści historyczne. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie jak walczę o Niepodległą Ojczyznę. Ramię w ramię z innymi rycerzami/żołnierzami pod dowództwem Piłsudskiego. To były ciężkie, krwawe walki. Nie raz zostałem ranny. Ale ku swojemu zdumieniu, nie zostałem zabity. Obroniliśmy naszą polską ziemię i zostaliśmy bohaterami.
Nagle, Ghappicchio dokleił do swojego kapelusza trupią czaszkę
- No, to teraz się zabawimy! – zachichotał. A chichot jego zdał się chichotem piekielnym. Rozkazał nam, szczurom lądowym umyć pokład, wyglansować mosiądze i inne tym podobne rzeczy. Kto się nie podporządkował kapitańskim rozkazom, zwykle zostawał albo wtrącony do zenzy, albo na deskę i do wody. A tam czekały już wygłodniałe rekiny Wiślane.
To był ekstremalny rejs, z wieloma przypadłościami. Ale jakoś daliśmy radę i budziliśmy grozę na rzekach i jeziorach jako Piraci Wiślani!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz