„Zwariowane twarze“
- Muzungu! Do
moejgo gabinetu!
Usłyszałem
zdenerwowany głos szefowej. Jej zdenerwowanie, było tak denerwujące, że drżało
całe me ciało. Najchętniej zapadałbym się pod ziemie. Zimne poty oblały mnie
całego przekraczając progi gabinetu.
„Czy ja zrobiłem
coś złego?“ pytanie brzmiało w mych uszach.
Na wszelki
wypadek nic nie mówiłem.
Szefowa pani
Czorena nie co zelżała z tonem i zapytała czego się napiję
- Dziką Merry –
odciąłem sucho – z lodem, wstrząśniętą, nie mieszaną.
- Ok, już dobrze,
wrzuć na luz!- tym razem miała aksamitny ton głosu, robiąc drinki.
- Zawsze jesteś
taka dwu twarzowa dla nowych pracowników? - Spytałem z przekąsem.
- Ty na razie
jesteś jedyny. – powiedziała.
Przyniosła dwa
drinki, poluźniła mój krawat i zaczęła rozpinać moją koszulę, nieustannie
całując.
- Wiem o Tobie
więcej, niż ktokolwiek... – szepnęła.
Ta „rozmowa“ była
długa i zagmatwana, Nie mogłem się połapać o co tej babie chodzi. Byłem już u
kresu załamania nerwowo – fizycznego, kiedy zapytała
- Masz już dość - landrynkowym
głosem.
- Chciałem tylko
... - tyle zdążyłem
odpowiedzieć, gdyż zakneblowała usta me, wtłaczając w nie marchewkę.
Marchew, ro jedno z moich ulubionych warzyw,
jednak tym razem poczułem się jak królik! I to nie żaden króliczek, tylko królik
doświadczalny! Poczułem niemoc. – Świetnie! – jej śmiech zdał się demoniczny.
Uwięziła mnie w
wielkiej klatce i zaczęła przeprowadzać eksperymenty.
W tejże
klatce znajdowały się różne przyrządy: rower rozrywający pachwiny, atlas
rozrywający barki, ławeczka do robienia odwrotnych brzuszków itp.
„Jak stąd zwiać?“
zacząłem się zastanawiać
Tak, wiem. Szybki
mam zapłon, pewnie pomyślał któryś z czytelników.
Choć narzędzia w
gabinecie były metalowe, to podłoga była drewniana.
„Skąd do cholery wytrzasnę
coś, czym mógłbym wzniecić ogień?
Pytałem sam siebie. Spojrzałem w sufit, i
spostrzegłem świeczniki. Sufit jak na złość też był metalowy. Na całe
szczęście – przypomniałem sobie – że w tylnej kieszeni jeansów miałem procę i
kilka kamieni, tak na wszelki wypadek. Wycelowałem w świeczniki i po chwili podłoga
stanęła w płomieniach...
Czorena wybuchnęła:
- Ty chuliganie!
Zniszczę Cie – zagroziła.
Dzięki Bogu,
sobie tylko znanym sposobem, udało mi się wydostać z klatki
Potem niczym
kaskader (Człowiek pająk) szybko skakałem między ścianami, a sufitem. Czasami
ogień podwędził mi siedzenie. Wtedy przeklinałem, wolną ręką uderzałem się
szybko i mocno w tył i skakałem dalej, ku wielkiej złości szefowej. Po trudach,
opuściłem gabinet i szybko biec zacząłem. Nie zwracałem uwagi na fotele, biurka,
monitory... ani mocno zszokowanych
współpracowników.
- Uciekajcie! –
ostrzegłem – Czorena zwariowała!
Nie zwracałem
uwagi, czy moje ostrzeżenie na kogokolwiek podziałało. Gnałem co sił w nogach.
Wsiadłem w taksówkę i mówiąc taksówkarzowi – Do portu, gazem! – ruszyłem
z piskiem opon.
Na miejscu
kupiłem bilet i w nie długim czasie pożegnałem się ze stałym lądem. Udałem się
na rejs do Afryki!
„Czy tam
znajdę spokój?“ pytałem sam siebie. „Na pewno nie będzie tam Czoreny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz